środa, 1 kwietnia 2015

Ogłoszenie parafialne.

Kochani moi czytelnicy.
Bardzo Was przepraszam, że tak długo nie ma rozdziału. Jednak jestem w liceum i nauka jest u mnie na pierwszym miejscu.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
W związku z tym, że nie mam za bardzo czasu oraz wena wyjechała na wakacje, jestem zmuszona zawiesić bloga.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Była to dla mnie bardzo trudna decyzja, jednak ja naprawdę nie mam już siły, aby to wszystko ze sobą połączyć.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Przepraszam.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Mam nadzieje, że nie obrazicie się na mnie z tego powodu.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie wiem kiedy go odwieszę.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Może po zakończeniu roku szkolnego.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie wiem jeszcze.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Zobaczymy.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
A teraz.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
No cóż...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Do zobaczenia!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
PRIMA APRILIS :D 
Ach, musiałam ;p Pewnie się skapnęliście wcześniej, no ale... Musiałam :D No więc bloga nie zawieszam, jednak reszta jest prawdą :( Zaczęłam pisać 15 rozdział i... No i właśnie nic xdd Trzeba cierpliwie poczekać. Nie mam czasu i weny. Jak choć jedno do mnie wróci, pojawi się rozdział. Trzymajcie więc za to kciuki.
Buziaki :*

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 14

-Co lekarz powiedział Shina? Nie możesz się przemęczać!- Shun po raz kolejny tłumaczył swojej siostrze, że powinna zaprzestać jeszcze przez minimum tydzień treningów. Przecież specjalnie dla niej walki jej grupy zostały przełożone na koniec. Więc czemu to robi?
-Przestań już, co? Nagle ty mi mówisz co mam robić? Ty się mnie nigdy nie słuchałeś Shun, kiedy i tak miałam rację. Więc daj mi spokój! I nie idę trenować. Idę spotkać się z Gusem- to powiedziawszy wzięła torebkę, skierowała się w stronę wyjścia i trzasnęła drzwiami.
Była wściekła na swojego brata. Wiedziała, że powinna o siebie dbać i że on to robi, ale chciała mieć w końcu spokój. Wkurzała ją nadmierna opiekuńczość od całego świata. Może tak się dzieje, ponieważ nigdy tak naprawdę jej nie doświadczyła? Machnęła ręką. Nie ważne, pomyślała. Miała się spotkać z Gusem i miało to być miłe spotkanie. Nie chciała tego niszczyć. 
-Kochanie!- chłopak stał przy wyjściu z hotelu. Gdy zobaczył swoją dziewczynę poszedł w jej stronę i przytulił. Ona odwzajemniła z ciepłem w sercu. Było jej dobrze w jego ramionach. Ciepłych i silnych. 
-Idziemy na łąkę?- spytała wojowniczka, gdy wyszli z holu i wtopili się w tłum.
-Ale przed tym kupimy sobie chińszczyznę- odpowiedział niebieskowłosy. Burczało mu głośno w brzuchu.
-A ja myślałam, że te odgłosy to wydaje Darkar- i uśmiechnęła się.
-Dzięki- Gus przyciągnął do siebie brunetkę i pocałował w czoło. 
Było mu tak z nią dobrze. Uwielbiał z nią przebywać. Przytulać ją, całować, chodzić byle gdzie, gadać o byle czym, jeść nie ważne co. Byle z nią. Nigdy tego nie doświadczył. Ale podobało mu się to uczucie. Dzięki niej inaczej myśli na wiele tematów. Jest bardziej szczery, miły, troskliwy. Nie patrzy już tylko na powierzchowność osób, ale na jej wnętrze. Ale przede wszystkim przestał myśleć, że miłość to zbędne uczucie i że jest to tylko słabość człowieka ziemskiego. Że go osłabia, ponieważ osobę, którą się kocha, można wykorzystać, zagrozić jej, zaszantażować nią. 
Teraz wie, że osoba którą się kocha daje dodatkową siłę. Osładza życie, przywraca mu barwy z dzieciństwa. Osoba kochana w kryzysowym momencie wie, że musi walczyć bo ma dla kogo. Wie, że jest dla kogoś ważny. Wie, że ktoś dla niego zawalczy na śmierć i życie. Że nie pozostanie sam na pastwę losu.
Jest mu teraz błogo. 
Jednak ma świadomość, że Shina się zmieniła. Nadal jest dla niego ciepła i widać, że jego bardzo kocha, ale nie wiedział, czy ta miłość jest dostatecznie silna na inną miłość, która zrodziła się w jej sercu. Wiedział, że jego dziewczyna czuje coś do jego najlepszego przyjaciela. Boi się tego uczucia. Nie chce jej stracić. Pozwoli jej odejść, jednak to będzie równoznaczne z odejściem jego, ponieważ nie będzie w stanie wytrzymać widoku kochających się Shiny i Spectry. To by było zbyt bolesne.
Nie chciał jednak w tamtej chwili o tym myśleć. Shina jest z nim, dokładnie w tej chwili. Przytula się do niego i nic nie mówi. Ale jest i Gus czuje jej ciepło. I to mu wystarcza.
Po zakupie jedzenia, zakochani wybrali się na łąkę. Shina znalazła ją, gdy pierwszy raz przyjechała na zawody. Z miejsca pokochała zieloną, pachnącą przestrzeń. Bardzo często tu przychodziła. Zawsze sama. Jej brat nie wiedział o istnieniu jej małej kryjówki.
Usiedli naprzeciw siebie i wpatrywali w swoje oczy. Lubili to. Wiele mogli wyczytać. Było tam zapisane wszystko to, co nie zostało ujawnione słowami lub gestami.
-Shina- po długiej przerwie odezwał się Gus- Powiedz mi prawdę. Co cię łączy ze Spectrą?
Chłopak już dawno przestał mówić do swojego przyjaciela per "Mistrzu".
-Och, Gus...- dziewczyna prędko odwróciła wzrok. Bała się tej rozmowy i nie sądziła, że tak szybko nadejdzie.
-Wiem, że to może zbyt dosadne pytanie- niebieskowłosy wstał. Nie wiedział czemu zaczął rozmawiać na ten temat. Nie sądził, że w ogóle jest w stanie to zrobić.- jednak chcę wiedzieć na czym stoję. Shina, dobrze wiesz, że bardzo cię kocham. Zmieniłaś mnie, całe moje życie. Jesteś osobą, dla której wstaję codziennie rano z uśmiechem na twarzy, bo mam świadomość, że zaraz cię zobaczę. Twoje piękne włosy, twoje oczy, które działają na mnie jak hipnotyzer. Całą ciebie. Shina, to co mówię może nie ma sensu, ale... Nie chcę, nie mogę cię stracić.
Wojowniczka patrzyła na swojego chłopaka ze łzami w oczach. Kochała Gusa. Kochała go całym sercem. Nie zniosłaby, gdyby to przez nią on stałby się smutny. Nie chciała go ranić. Nie wybaczyłaby sobie tego. Ponieważ go kochała. I wiedziała, że to się nigdy nie zmieni. Nie ważne co się będzie działo. Jednak wiedziała również, że Spectra zajął w jej sercu miejsce szczególne. Nie mogła przestać myśleć o tym, że mogłaby zdradzić swojego chłopaka z jego najlepszym przyjacielem. Niestety, zrodziło się w niej uczucie do blondwłosego, którego nie mogła się pozbyć. I zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy ono nie zginie. Miała ogromny mętlik w głowie. Nie wiedziała co ma począć.
Gus spojrzał się na Shinę i widząc, że płacze podszedł do niej, ukucnął i bardzo lekko, koniuszkiem palca, zaczął wycierać jej łzy. Ona przycisnęła jego dłoń do swojego policzka. Chciała poczuć ciepło płynące z ręki. Od niego. Następnie otworzyła oczy i pocałowała go. Najpierw to było łagodne muśnięcia wargami, jednak z każdą chwilą pocałunki stawały się coraz mocniejsze i zuchwalsze. Położyli się na miękkiej, cudnie pachnącej wiosną trawie, nie przerywając swoich czynności. Trwało to jakiś czas. Gdy obojgu zabrakło tchu, położyli się koło siebie bez ruchu. Patrzyli tylko na błękitne niebo, po których wędrowały białe chmury.
-Kocham cię Gus- powiedziała Shina nadal patrząc się w górę.- Kocham cię strasznie mocno. Jednak będę z tobą szczera. Nie mogę cię zapewnić, że sytuacja, na jakiej zastałeś mnie i Spectrę jakiś czas temu, się nie powtórzy. Nadal nie wiem, co dokładnie do niego czuję. A póki się nie dowiem, to i tobie nie mogę nic obiecać. Jednak na chwilę obecną, nie chcę myśleć o Spectrze, ponieważ jestem z tobą i jest mi bardzo dobrze. I kocham cię.
Chłopak nic nie odpowiedział. Złapał tylko ją za rękę. Ona postanowiła położyć się na jego ciepłej, muskularnej, lecz miękkiej piersi. On natomiast objął ją. I w takiej pozycji pozostali.

-Gdzie oni są?- Arisa łaziła w tą i z powrotem- Trzeba im koniecznie przekazać najnowsze informacje z Gundalii.
-Uspokój się kochanie- Klaus podszedł do dziewczyny i podprowadził do krzesła, insynuując jej delikatnie, aby na nim usiadła.- Dobrze wiesz, że Shina i Gus pierwszy raz od długiego czasu wyszli gdzieś razem sami. Pozwólmy im trochę pobyć ze sobą.
-Rozumiem, ale tam, na Gundalii, Anubias z Renem mają kłopoty. Jeśli zaraz im nie pomożemy...- wojowniczka ponownie wstała. Bardzo bała się o kuzyna.
-Spokojnie- do pokoju wszedł Wolfie- Zaraz tam wyruszymy i pomożemy naszym przyjaciołom.
-Jak możesz być spokojny- Arisa była bardzo zdenerwowana- Tam walczy również twoja dziewczyna! Ona może właśnie teraz umierać za swoją planetę, a ty mi mówisz, bym była spokojna!?
-Nie mów tak!- czerwonowłosy nie pozostawał dłużny- Zenet na pewno żyje! Jak w ogóle możesz wątpić w wojowników!?
-Ja nie wątpię, tylko...- dziewczyna usiadła zrezygnowana na kolanach swojego chłopaka i przytuliła się do niego. Ona się po prostu bała.
-Arisa, naprawdę cię rozumiem- Wolfie usiadł koło niej.- Nawet nie wiesz, jak bardzo martwię się o Zenet. Codziennie czekam na jakieś od niej wiadomości. Wiem jednak, że jest bardzo silna i nie jest sama. Dlatego spokojnie czekam aż Shina pojawi się z Gusem.
-A dlaczego na nas czekacie?- do pokoju weszli oczekiwane osoby.- Co się stało?
-Och Shina- Arisa podbiegła do przyjaciółki i mocno się do niej przytuliła. Ta odwzajemniła mocny uścisk.- Są problemy na Gundalii. Potrzebna jest wasza pomoc. Wszystkich Młodych Wojowników oraz Vexosów.
-Arisa, oczywiście że wyruszymy na pomoc naszym przyjaciołom, ale co się dokładnie stało?- Kazami podprowadziła przyjaciółkę do najbliższego krzesła.
-Nic nie wiesz?- Klaus był zdziwiony, że szatynka ma takie braki w informacjach.
-Nie.
-No więc w Gundalii wybuch bunt- zaczął.- By go stłumić wyruszyła tam cała grupa Gundalian i Neathian z Ziemi. Okazało się jednak, że w tym buncie ktoś maczał palce. Jednak nie sądzono, że zrobili to Mag Mel razem z Zenoheldem.
-Co!?- Shina omal nie upadła na ziemię. Nie miała pojęcia, że te dwa upadłe typki wrócą.- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?
-Ponieważ dopiero teraz potrzebna jest nasza pomoc- Wolfie włączył się do rozmowy.- Mag Mel i Zenoheld mimo wszystko są bardzo słabi. Dlatego nikt nie chciał wzywać was, bo mieli nadzieję, że stłumią zło w zarodku. Niestety, nie udało się. Po drugie macie swoje zawody oraz sprawy, które zaprzątają wam głowę. Po trzecie, jesteś osłabiona.
-Nie jestem osłabiona- dziewczyna powiedziała ze złością.- I dla mnie nie ma nic ważniejszego od bezpieczeństwa wszechświata. Jeśli teraz te typki zniszczą Gundalię, to na pewno odwiedzą jeszcze kilka innych planet. Nie możemy na to pozwolić. Zawody Ninja są niczym w porównaniu do ratowania ludzkości i bakuganów. One nie uciekną.
-Shina, ale jesteś słaba, musisz wypoczywać- Gus nie chciał, aby jego dziewczynie coś się stało.
-Ja jestem teraz nie ważna- zwróciła się do swojego bakugana.- Darkar, idziemy.
-Ale Shina, Gus ma rację- bakugan zaczął błagać- Nie możesz ryzykować własnym życiem! Przecież jesteśmy jednością. Bez ciebie nie ma mnie. Pośrednik musi mieć wojownika!
-Naprawdę myślisz, że tak szybko się mnie pozbędziesz? O nie mój drogi. Jeszcze długo będziemy się ze sobą męczyć. Obiecuję- uśmiechnęła się zawadiacko do przyjaciela- No dobra, idziemy znaleźć resztę i wyruszamy na ratunek Gundalii!
Pociągnęła Gusa i zaczęła szukać przyjaciół.
*****************************************************************************************
Jest pierwszy marca, uczę się do sprawdzianu z matmy, czytając Nowe Oblicze Greya i dodaję ten rozdział. Napisałam go już jakiś czas temu. Miał być wcześniej xd. Nie jest jakich niezwykły, oczarowujący, czy jakoś tak. Ale mam nadzieję, że nie zaśniecie na nim :) Do następnego (nie wiadomo kiedy) rozdziału.
PS do Arjany.
Kochana, wywiad z tobą pojawi się, obiecuję. Jednak mam trochę nauki i mało czasu :( Myśle, że mnie zrozumiesz.
Buziaczki ;333

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 13

To już za chwilę. Zaraz się zacznie. O Boże mój kochany, przegram. Nie dam rady. Polegnę w pierwszej walce. Cholera, dlaczego w ogóle wróciłam na ten durny turniej! Znaczy się nie durny, tylko spoko, ale... Zaraz tutaj się położę i nie wstanę! Co ja gadam. Wstanę, wyjdę i pokażę, że nadal jestem najlepsza! O tak, właśnie taki plan obrałam i do niego będę dążyła. Wszystko będzie dobrze. Na pewno.
Shina dostawała powoli poważnej histerii. Po tym jak się ubrała pojęła, że właśnie za kilka chwil wyjdzie na arenę i rozpocznie walkę, która będzie jej pierwszą od 4 lat. Była tym bardzo przejęta. Bała się, że popełni jakiś błąd i przegra. W pierwszej walce! Zawsze dochodziła przynajmniej do półfinałów. Ale wtedy było inaczej. Teraz może przegrać. Wtedy była w rutynie. Teraz nie. Te myśli tak zawładnęły jej umysłem, że nie mogła się skupić. Jej oddech stał się przyspieszony. Czuła się zmęczona samym myśleniem. Nie wiedziała jak się uspokoić.
-Shina?
Dziewczyna odwróciła się tak gwałtownie, że omal nie uderzyła się o otwarte drzwiczki od szafki.
-Co ty tutaj robisz?- to było pierwsze pytanie jakie się nasunęło na język. Zaczęła się karcić za swoją bezmyślną wypowiedź.
-Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz- odpowiedział gość spokojnie.- Więc jak się czujesz?
Shina usiadła na ławeczkę. Opuściła ręce i zaczęła gapić się to w podłogę, to w swoje buty.
-Szczerze mówiąc- zaczęła- to beznadziejnie. Ostatni raz walczyłam na tych zawodach 4 lata temu, Miałam wtedy 14 lat, a teraz mam 18 i czuję się, jakbym była kompletnie niedoświadczonym dzieckiem. Pewnie wyjdę i zbłaźnię się, i moją rodzinę. Będzie wstyd na cały świat. Dobrze, że przynajmniej Shun jest w formie. To on będzie musiał utrzymać nasz honor.
-Shina, uspokój się- gość uśmiechnął się do wojowniczki ciepło.- Jesteś świetna. Zobaczysz, wyjdziesz tam, na arenę i pokażesz swoją siłę i umiejętności. Przeciwniczka nawet nie będzie wiedziała, kiedy będzie leżeć na macie przegrana. Będzie wszystko dobrze. Tylko przestać myśleć, że będzie inaczej. Bo wtedy tak będzie, a tego nie chcemy. Uwierz w siebie, bo my wszyscy już to zrobiliśmy. I to dawno.
-Dzięki- uśmiechnęła się nieznacznie. Spojrzała na zegarek. Za 14:55. Za 5 minut będzie musiała wyjść i pokazać, że nadal powinno się z nią liczyć.
-Pójdę już- gość wstał i skierował się do wyjścia.- Pamiętaj. Nie myśl, że będzie źle, bo będzie dobrze. Uwierz w siebie.- i wyszedł.
Shina znowu się lekko uśmiechnęła. Tak, on chyba ma rację. Będzie dobrze. Musi być.
Kilka chwil później dostała znak, że już jest ten czas. Czas, by wyjść na arenę i zacząć walczyć.
Wyszła z szatni i skierowała się do miejsca, z którego miała wejść na arenę. W momencie, gdy usłyszała pierwszy odgłos gongu, powoli zaczęła iść, by zmierzyć się z przeciwnikiem.
Pierwsze co zobaczyła to światło, które ją na chwilę oślepiło. Następnie zobaczyła arenę całą wypełnioną ludźmi, którzy krzyczeli, ile tylko mieli powietrza i sił w płucach. Usłyszała nawet swoje imię. Ludzie ją pamiętali. Wzruszyła się tym. teraz zaczęła nabierać z powrotem pewność siebie. Wiedziała, że może to wygrać, a nawet, że powinna. Dostała nowego zastrzyku energii. Zaczęła rozglądać się za swoimi przyjaciółmi. Niestety nie zobaczyła ich, jednak wiedziała i czuła, że oni są tutaj, z nią, bez względu na wszystko. Oni będą jej kibicować z wszelkich możliwych sił. Właśnie za to ich tak mocno kochała.
-Witam wszystkich na 6 ,ostatniej tego dnia walce!- krzyknął do mikrofonu sędzia/ komentator.- Dzisiaj zmierzą się ze sobą prawdziwe gwiazdy, którzy wszyscy znają! Zacznijmy od mojej lewej strony.
Stała tam przeciwniczka Shiny. Dziewczyna była wysoką brunetką o ciemnych oczach i miłym wyrazie twarzy. Wyglądała tak, jakby każdy chciał się z nią zaprzyjaźnić. Miała na sobie zielony strój. Wyglądała na delikatną, jednak Shina wiedziała, że jest silniejsza niż może się zdawać.
-Wojowniczka z krwi i kości- zaczął przedstawiać sędzia/ komentator.- Niby delikatna, ale proszę państwa, nie dajmy się zwieść pozorom. W zeszłym roku pokonała ją tylko Kathrina Kuso. Tak moi drodzy, jest to jedna z zeszłorocznych finalistek. Genialna w swej prostocie. Zwinna jak jelonek. To ona, proszę państwa, z pochodzenia hiszpanka, z obywatelstwa francuska. Szanowni państwo, przed nami- Simona Casti!
Dziewczyna wzniosła ręce na powitanie. Ludzie na trybunach zaczęli wrzeszczeć. Sędzia/ komentator gestem ręki uspokoił towarzystwo.
-No dobrze moi drodzy- rozpoczął znów gadać.- Ale Simona sama walczyć nie będzie. A więc z kim? Z tą jakże piękną i utalentowaną młodą damą, która stoi po mojej prawej stronie. A kto to? Ostatni raz widziałem ją 4 lata temu na ostatniej walce turnieju w kategorii kobiet. I jak myślicie? Wygrała, czy nie?
Ludzie na zaczęli wrzeszczeć jak opętani.
-Oczywiście, że tak! Proszę państwa, to nie tylko wojowniczka ninja, która jest niezwykle utalentowaną młodą damą, ale również to osoba, która niejednokrotnie narażała razem ze swoimi przyjaciółmi życie dla naszego bezpieczeństwa. Tak proszę szanownego państwa. Koło mnie stoi kobieta, która jest wojownikiem z krwi i kości, z wielopokoleniową tradycją i niezwykle uroczą osobą. Wielu z tutaj obecnych osób z pewnością wie, co to za dziewczyna. Szanowni państwo, na przeciwko Simony stanie dzisiaj niesamowita, niezwykła, wracające na nasze areny po 4 latach przerwy- SHINA KAZAMI!
Ludzie na arenie zaczęli wrzeszczeć jeszcze głośniej niż po przedstawieniu Simony. Shina ledwo powstrzymała płacz ze szczęścia. Uda jej się wygrać. Musi jej się udać.
-Chodźcie tutaj bliżej moje panienki- sędzia/ komentator gestem ręki zaprosił dziewczyny do siebie.- Wiem, ze wy będziecie walczyć fair, ale moim obowiązkiem jest wam jeszcze raz przypomnieć z ogółu podstawowe punkty regulaminu. No więc tak. Żadnych ciosów, które mogą spowodować poważny uszczerbek na zdrowiu lub życiu przeciwniczki. Wiadomo, zdarzają się wypadki, ale bardzo proszę, żeby ich nie było. Przede wszystkim niedozwolonych. Inaczej dyskwalifikuję. To ma być czysty, ładny i sprawiedliwy pojedynek. OK?
-Tak jest!- dziewczyny jednocześnie odpowiedziały.
Ustawiły się na swoich pozycjach, przyjęły odpowiednie pozy, usłyszały dźwięk gongu i zaczęły.
Pierwsza zaatakowała Simona. Shina była pod wielkim wrażeniem wykonania tego ruchu. Był lekki, jak wiosenny wiatr. Jednak to nie zbiło jej czujności. Zrobiła szybko unik i kontratakowała. Uderzyła dziewczynę w bok. Ta upadła przy głuchym dźwięku. Zamroczona lekko hiszpanka wstała i ponownie zaatakowała. I tym razem jej się nie udało. Shina po raz kolejny zablokowała ją, po czym wymierzyła cios, który tym razem Simona zatrzymała. Dziewczyny były na podobny poziomie, więc walka polegała na blokowaniu i atakowaniu z podobnym rezultatem po obu stronach. Ludzie na trybunach kibicowali wojowniczkom. Walka trwała i trwała.
-Długo jeszcze?- Shadow skończył właśnie czwartą torebkę popcornu.
-Tyle i będzie trzeba- Emiko siedziała koło niego i bardzo uważnie patrzyła na walkę przyjaciółki.- Właśnie tak Shina, trzymaj tak dalej!!
-Po co my w ogóle tutaj przyjechaliśmy?- wojownik Darkusa coraz bardziej się nudził. Siedział tutaj od ponad półtorej godziny i nic innego nie robił jak jadł.
-Po to, aby dopingować Shinę- Spectra siedział przed nim.- Ale jeśli tobie to się nie podoba, to możesz spokojnie sobie wyjść i przestać w końcu marudzić.
-O boże, ale ma humorki- pod nosem stwierdził Shadow.
-Runo masz tą niespodziankę dla Shiny, która przygotowała Julie?- spytał Dan, który siedział koło dziewczyny i czekał, aż w końcu Shina zakończy tą walkę. Chciało mu się jeść, a na dodatek miał bardzo ważną sprawę do wszystkich Wojowników.
-Tak- niebieskowłosa pokazała ręką rzeczy.- Shun mówi, by zacząć za 5 minut.
-Ok.
Po zawodniczkach już widać zmęczenie. To była jedna z dłuższych walk w historii tych zawodów. Zazwyczaj jedna walka trwa maksymalnie 40 minut, więc 1,5 godziny, to naprawdę bardzo dużo. Organizmy nie są do tego przygotowane. Dlatego coraz mniej było ciosów, coraz więcej przerw.
-No dobra, nie ma co przeciągać- Runo zaczęła rozdawać kartki.- Jak to zobaczy, to za jakieś pięć minut stąd wyjdziemy.
Miała rację. To co zobaczyła, bardzo ją wzruszyło. Zobaczyła transparent wykonany przez jej przyjaciół (a tak właściwie Julie, bo całą robotę pozostawili jej), na którym było napisane 'SHINA, WSZYSCY JESTEŚMY Z TOBĄ!' i na dodatek były jeszcze wszędzie podpisy wszystkich, którzy byli na Ziemi. Jej wszystkich przyjaciół. Najwspanialszych, najukochańszych, niepowtarzalnych, niezwykłych, nieziemskich, nieprzewidywalnych, zawsze będących koło niej przyjaciół. Na dobre i na złe. Przyjechali na jej walkę. I jeszcze wszystkie bakugany. Słyszała nawet tutaj głos Darkara. Chciało jej się płakać.
W tamtym momencie nagle jej się poprawiło. Dostała nową energię. I własnie tą energię wykorzystała do pokonania Simony. Nie minęły nawet  3 minuty i już hiszpanka leżała na macie, zmęczona i bez postanowienia wstania. Na arenie zaczęły się okrzyki radości. Nie wiadomo, czy to z powodu wygranej Shiny, czy dlatego, że walka w końcu się skończyła.
-Proszę państwa, takie wyrównanej i długiej walki nie mieliśmy od lat- sędzia/ komentator podszedł do dziewczyn.- Bardzo miło jest mi ogłosić, że to starcie wygrała powracająca do nas Shina Kazami!
Wojowniczka Darkusa uśmiechnęła się szeroko. Wygrała.
Podeszła do Casti i pomogła jej wstać. Pogratulowały sobie nawzajem i każda odeszła w swoją stronę.
Shina była już prawie w holu, który był pomiędzy szatnią, a areną, gdy poczuła, że jest jej słabo, kręci jej się w głowie oraz, że ręce i nogi odmawiają posłuszeństwa. Chciała się o coś oprzeć, jednak nie było nic takiego koło niej. Upadła więc na ziemię i zaraz po tym, straciła przytomność.

****************************************************************************************
Tak, wiem że krótko. Ale tak piszę i już ;p Zmieniony wygląd bloga. Mega prowizorka xd Teraz przynajmniej widzieć cały obrazek Shiny i Shuna. Jeszcze raz dziękuję Layali! Kolejny rozdział? Sama nie wiem. Miałam zamiar dodać pod koniec ferii, które zaczynają mi się na początku lutego, ale okazało się, że przez całe dwa tygodnie jestem poza domem bez internetu :( Więc nic nie mówię i nie obiecuję.
PS Założyłam... Tak, wiem że piszę to samo wiele razy. Piszę i guzik, zaraz usuwam. Ale teraz naprawdę chcę się zająć i tym. No więc, jeszcze raz.
Założyłam nowego bloga! Tak, nowiusieńkiego. Wiem, że się bardzo z tego powodu cieszycie. Tematyka? No cóż... To nie Bakugany. Ale coś podobnego, można by rzec. A dokładniej mówiąc, jest to blog o Beyblade! Na nowo go odkryłam i... Założyłam bloga.
Link >klik<
Mam nadzieję, że ktoś chociaż zajrzy. Bardzo mi na tym zależy, ponieważ blogów o tej tematyce jest bardzo mało. Znalazłam tylko 2, które są jeszcze aktywne.
Więc gdyby ktoś, coś... Byłabym bardzo wdzięczna.
Buziaczki ;**

środa, 14 stycznia 2015

Coś innego.

Mówi się, że czas leczy rany. Nie prawda. Nie ma go od ponad trzech lat, a ja i tak nie mogę powstrzymać łez, gdy tylko o nim wspomnę. To cały czas boli. Nadal. Już mnie to zaczyna męczyć, ale... Boję się, że jak przestanę to robić, jak przestanę wspominać z bólem, to go zapomnę. A ja tego nie chcę. Cały czas się zastanawiam, dlaczego wtedy z nim nie podjęłam tej decyzji. Dlaczego on mnie nie wziął ze sobą. Żyć bez niego, to jak żyć bez jedzenia. Można żyć, ale tylko do pewnego czasu. Mój się chyba kończy.
Kolejne łzy. Nie mogę ich powstrzymać. Lecą mimo mojej woli. Samoistnie. Już się do tego przyzwyczaiły.
Trzy lata. Tyle minęło od mojej ostatniej walki. Tyle minęło od momentu, gdy rzuciłam wszystko- brata, przyjaciół, swoje dotychczasowe życie, aby podążać jego ścieżkami. Aby poczuć, że jest tutaj przy mnie. Jak nie materialnie, fizycznie to duchowo.
Ale czuję go tylko czasem. Gdy nie mam już na nic siły. W momentach, gdy miałam wszystkiego dosyć. Gdy byłam o krok od podejścia do jakiegokolwiek klifu i skoczenia z niego. Nie było to często. Zdarzyło się może z pięć razy. Tyle razy go poczułam. Tyle razy wiedziałam, że on jest tutaj, ze mną. Że mnie chroni.
Niby pocieszające, ale wolałabym, by był tutaj koło mnie. By się wtedy nie poświęcił i został. Z nami. Wtedy moje życie byłoby inne. Wróciłabym z nim do domu. Bylibyśmy razem. A tak to? Trzy lata wędrówki po całym świecie i żadnych widocznych skutków.
Nadal nie mogę przestać płakać, gdy tylko o nim wspomnę.
Nadal nie mogę walczyć, ponieważ przypomina mi się on.
Mimo przebywania w miejscach, w jakich bywał, nadal nie mogę go czuć. Nie licząc tych kilku wyjątków.
Nic nie wskórałam. Jestem przegrana na każdym froncie.
Najlepsza wojowniczka. Kilka lat temu.
Najlepsza siostra. Dawno przestałam nią być.
Najlepsza przyjaciółka. Nią to ja chyba nigdy nie byłam.
Jestem bezużyteczna. Nie mam przed sobą przyszłości. Więc dlaczego by tego nie skończyć? Odpowiedź prosta. Nadal nie jestem pewna w 100 %, że on nie żyje. Może i zniknął, przekazując swoją moc, ale...
W sercu, tak na samym dole mam przeczucie, że on może jednak, jakimś cudem jeszcze żyje. Gdzieś daleko, gdzie normalny człowiek oraz trochę szalony nie wejdzie. Może czeka na mnie. Może ma nadzieję, że przybędę. Wiem, że dostałam ten cholerny list. Wiem, co on w nim napisał. Wiem, że prosił, bym żyła dalej.
Ale moje przeczucia zawsze się sprawdzały. I teraz miałam nadzieję na setną powtórkę.
Tak, to nie jest normalne. Jednak...
Boże, dlaczego mi go zabrałeś!? Jak ja mam bez niego żyć! Nie mogę, nie potrafię. Za cokolwiek się zabiorę, to wychodzi mi kicha. Miałam kilku wojowników, z którymi mogłam się zmierzyć i chciałam, naprawdę, z całego serca. Jednak gdy tylko spoglądałam na nią... Nie potrafiłam nawet zacząć. Uginały mi się kolana i zaczynałam płakać. Legenda zakończyła się inaczej. A mieli oboje zginąć razem, nie oddzielnie umierać. Na tym polegał fenomen tej historii. Miłość zakończona niczym Romea i Julii, jednak legenda się nie wypełni. Przynajmniej nie z udziałem naszej dwójki. Ktoś inny widać został do tego powołany.
Po kolej wpadce z płaczem w momencie, gdy miałam zamiar walczyć, schowałam moją przyjaciółkę głęboko w plecaku i nie wyjmuję jej już drugi rok. Nie pamiętam jak wygląda, jak walczy. Totalna pustka.
Chciałabym w końcu to zakończyć. Na zawsze. Jednak on mi mówi nadal zostań i szukaj. Szukaj mnie złudnie. Przynajmniej masz zajęcie.
Przynajmniej...
Powinnam wstać, otrzepać spodnie i wyjść na arenę. Pokazać, że nadal jestem mistrzynią. Że nadal się liczę.
Powinnam powrócić do brata, który prawdopodobnie już swoje chore ambicje dawno schował. Który może na mnie czeka, tak jak ja czekałam na niego niejednokrotnie.
Powinnam wrócić do przyjaciół, których tak dawno nie widziałam. Na nowo się w nich zanurzyć, na nowo poznać. Na nowo stać się jednością z nimi.
Powinnam wrócić do codziennego, zwyczajnego życia. Ze zwyczajnymi problemami, troskami, przeczuciami.
Tak... Wiele rzeczy powinnam. Tak wiele.
Doszłam do jaskini. Faktycznie dobrze ukryta. W jego stylu. Wchodzę do środka. Wielka przestrzeń. Jednak wcale nie pusta. Koce, poduszki, jedzenie, jakieś papiery walają się na zimnym podłożu skały. Podchodzę bliżej i przypatruję się kartkom, których jest całkiem duża kupka. Niektóre są poukładane, a niektóre kompletnie porozwalane. Przeglądam je pośpiesznie. Nic ciekawego.
Rzucam kartki na bok. Ponownie się rozglądam po wnętrzu jaskini. I nagle doznaję olśnienia. Biurko. Od razu podbiegłam do niego. Na wierzchu zobaczyłam zeszyt. Otworzyłam go. Jego dziennik.

12.05.
Oni walczą. Hmm... To bardzo ciekawe. Te całe zawody. Moim zdaniem jest to idiotyczne. Mistrzem zostanie ten, który pokona mnie. W końcu jestem najsilniejszy. Ale trzeba jeszcze poćwiczyć. Ta straszliwa moc nie może ponownie wrócić. O nie. Już raz się poniżyłem. Drugi raz tego błędu nie popełnię. 

06.06.
Ćwiczenia powodują, że jestem coraz silniejszy. Niestety, nigdy nie osiągnę 100 % mocy bez niej. Jesteśmy jednością podzieloną na pół. Co za idiotyczne. Powinniśmy być albo razem, albo oddzielnie. Powinna tu być logika. Ale logiki jakoś nie znajduję w tej sytuacji.

03.07.
Mam im pomóc. A raczej temu białowłosemu wojownikowi. Hmm... Faktycznie, to w pewnym sensie moja wina. Tamta walka... Mroczna moc nadal istnieje i trzeba ją z niego wykorzenić. Inaczej zrobi krzywdę sobie i innym. Nie mogę uwierzyć w to co robię. Ja, ten który bratał się ze złem, ze surowym jej stanem, zamieniam się jakiego trenera. Żałosne. Tak się właśnie czuję. Jednak pomogę. Bo ta moc powinna siedzieć ukryta. 

Czytam jego przemyślenia dalej i jestem coraz bardziej zdziwiona. Jak on się zmieniał. Nie sądziłam, że aż tak ciężko pracował, aby wyrwać się z pod wpływu mrocznej mocy. A jednak. Jest mi wstyd. Ja sobie poradziłam bez tak wielkiego wysiłku. Widać, jaka jestem słaba.
Ocieram łzę, która jakimś sposobem wyszła z mojego oka i ponownie zaczynam czytać. Tym razem jednak przewracam do przodu o kilkanaście kartek.

09.03.
On powrócił. Jak on w ogóle mógł przeżyć! Nie powinien już żyć. Robi wszystko, aby zniszczyć życie innym. Nie pozwolę na to. Mną dyrygował i naraził moje życie, ale inni na to nie zasługują. Niech ja go tylko dopadnę. Tym razem nie przeżyje starcia ze mną.

10.04.
Mimo że widziałem ją wielokrotnie, to za każdym razem wydaje mi się piękniejsza. Dziwne to jest, to fakt. Ja, który nie powinien patrzeć na takie rzeczy, patrzę. Chore to. Ale taka jest prawda. Kto wie, może faktycznie ta legenda, o której nawija, gdy się widzimy jest prawdą? Muszę przyznać jej rację, że gdy zaczynam walczyć a ona się dołącza, jestem silniejszy. Jak wcześniej napisałem, mogę osiągnąć 100 % mocy tylko wtedy, jak ona będzie koło mnie, ze mną, przy mnie. Boże, co ja piszę. Fakt, jak byłem mały, to mi się podobała, ale teraz...

21.04.
Mały mówi mi, że ona bardzo często się o mnie martwi. Podobno próbuje to ukryć, ale od momentu, gdy zaczął ze mną przebywać uważniej przygląda się jej reakcji na wzmiankę o mnie. Muszę przyznać, że podoba mi się to. Widać faktycznie coś do mnie czuje. Pochlebia mi to. Ja chyba też zaczynam coś czuć. A może po prostu uczucia zaczynają na nowo się odzywać? Jak tak sobie teraz siedzę i myślę o niej, to tak mi jakoś cieplej w klatce piersiowej. Milej. Gdy na nią patrzę, a miałem tak nawet gdy byłem pod wpływem mrocznej mocy, to wiem, że nie ma ładniejszej od niej dziewczyny. Jak zobaczyłem ją w tym lesie rok temu we Włoszech, jak na mnie patrzyła... Głupku, chyba faktycznie jesteś zakochany. Jak to się w ogóle stało? Sam nie wiem. Ale czuje, jakbym mógł oddać nawet za nią życie. Powalony jestem, faktycznie. Na całego. Ach facet... 

15.05.
Nie wiem czemu, ale czuje, że niedługo rozegram swoją ostatnią walkę. Że prawdopodobnie nie przeżyję z nim starcia. Trochę mnie to dołuje. Nie powiedziałem jej, że ją kocham. Nie spędziliśmy ze sobą wystarczająco dużo czasu. Byliśmy razem tylko w dzieciństwie. A teraz, gdy jestem pewny co do niej czuję, prawdopodobnie zginę. Żałosne. Tak samo jak ja. No cóż. Chyba napiszę do niej list. Wiem, że to bardzo mało, jednak... Na więcej mnie nie stać. Mimo wszelkich starań. Może uda mi się powiedzieć jej to. Może się na to zdobędę. Może... Czas pokaże. Będzie jak będzie. Chociaż naprawdę żałuję, że wcześniej nie wiedziałem, co czuję do niej. To niesamowita dziewczyna, którą wpędziłem w mroczną moc, której zniszczyłem karierę. Mam nadzieję, że mi to wybaczy. Napiszę do niej list i powiem małemu, w razie gdy ja tego nie zrobię, by powiedział jej, że ją kochałem. Naprawdę. 

Cholera, gdzie ja mam te pieprzone chusteczki? Prawie nic nie widzę.
W końcu je znalazłam. Usiadłam na jego krześle, gdzie to wszystko pisał i spróbowałam złapać oddech. Kochał mnie. Naprawdę. To znaczy wiem o tym, bo powiedział mi o tym sam, później mały mi to samo przekazał, do tego list, ale teraz jestem pewna na 100 %. Moje uczucie, którego tak się bałam, a którego pod koniec nie mogłam już ukryć, było odwzajemnione.
Kolejne łzy.
Spojrzałam na swój plecak. W najmniejszej kieszonce był list. List, który czytałam wielokrotnie. Za każdym razem ze łzami. Poczułam potrzebę ponownego przeczytania go. Sięgnęłam po plecak.

Hej.
Skoro czytasz ten list, to znaczy, że nie żyję. Moje przeczucie mnie nie myliło. Polec w walce za swoich dawnych wrogów. Robię się coraz bardziej żałosny. 
Nie jestem najlepszy. trochę szkoda, bo mocno trenowałem, by osiągnąć ten status. Nie udało się. Porażka na całej linii.
Zastanawiasz się czemu napisałem ten list. Do Ciebie.
Odpowiedź prosta. 
Wiem, że mnie kochasz.
Tak naprawdę to wiem. Mały mi wielokrotnie wspominał o tym, że gdy tylko o mnie słyszysz, to od razu się inaczej zachowujesz. Domyślił się, że tu nie chodzi o złość, tylko o to drugie. Muszę Ci się przyznać, że na początku nie robiło to na mnie wrażenia. Jednak coraz bardziej się zastanawiając nad tym...
Dzieciństwo z tobą było bardzo udane. Może i nie byłem ulubieńcem twojego brata, jednak bardzo Cię lubiłem. Po pewnym czasie zamieniło to się w coś głębszego. Muszę przyznać, że to uczucie nadal we mnie było przez te wszystkie lata. Faktem jest, że mroczna moc próbowała ją stłumić, jednak udało jej się tylko ją schować głęboko w moje serce. To uczucie odżywało za każdym razem, gdy Cię widziałem. Pamiętam moment, jak byliśmy we Włoszech w czasie turnieju. Jak spojrzałem na Ciebie pierwszy raz po pozbyciu się mrocznej mocy, mimo że nie było tego widać, to... Urzekłaś mnie. Na prawdę. Byłem Tobą zachwycony. Nawet o tym nie wiedziałem. Jak mówiłem, jestem beznadziejny, szczególnie w tych sprawach. Porażka. Kolejna.
No więc, żeby nie owijać w bawełnę powiem prosto i zrozumiale.
Kocham Cię.
Ponieważ trochę Cię znam i mały mi o tobie dużo mówił to wiem, że będziesz miała problem z życiem dalszym beze mnie. Bez świadomości, że gdzieś sobie chodzę, żyję i w każdej chwili mogę się pojawić. Jak Twój brat.
Mam w związku z tym, do ciebie prośbę. Żyj tak, jakbym ja sam żył. Nie marnuj sobie życia przeze mnie. Nie jestem tego wart, a Ty na to nie zasługujesz. Wróć do normalności. 
I wiedz, że ja zawsze będę z Tobą, koło Ciebie. Nie zostawię Cię. Nie zawsze będziesz czuć moją obecność, jednak ja będę z Tobą. Będę Cię chronił na wszelkie możliwe sposoby.
Przyrzekam.
Kocham Cię.

Chowam list.
Więc to prawda.
Wstaję z krzesła.
On mnie naprawdę kochał.
Podnoszę plecak.
I naprawdę jest tutaj gdzieś koło mnie.
Kieruję się w stronę wyjścia.
Teraz go czuję.
Łzy już mi nie lecą.
Wiem, że będzie dobrze.
Wychodzę z jaskini.
Czas to zakończyć.
Wracam.

____________________________________________________________________________________
Tsa... Wiem, że to kompletnie wyrwane z kontekstu, ale tak mnie jakoś naszło, że musiałam od razu napisać. Tak mi to trwało w głowie. Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli. Kolejny rozdział pojawi się niedługo. Na pewno.
Całusy!